niedziela, 17 kwietnia 2011

Recenzja: Bitwa w Labiryncie - Rick Riordan

Percy Jackson posiada niebywały talent do pakowania się w różnego rodzaju kłopoty, można wręcz powiedzieć, że osiągnął w tym swego rodzaju mistrzostwo. Nie jest ważne, że stara się z całych sił by wszystkie szło dobrze i po jego myśli, po prostu taki już jest i wiąże się to z jego pochodzeniem. Percy jest bowiem herosem, półbogiem i synem Posejdona, władcy mórz. Takie pochodzenie bynajmniej nie niesie ze sobą samych plusów, o czym główny bohater z czasem się przekonuje, i to niejednokrotnie w sposób bolesny.

Szkoła to jedno z tych miejsc, w których przyciąga on problemy jak magnes, i zawsze coś musi pójść nie tak. Nauczycielka okazuje się być polująca na niego Erynią, mecz w koszykówkę z przyjezdną drużyną zmienia się w walkę na śmierć i życie z grupą Lajstryngów, a na zwykłej szkolnej potańcówce dochodzi do starcia z Mantikorą. Tym razem Percy wpada w łapy piekielnych cheerleaderek, które w rzeczywistości są empuzami, protoplastkami wampirów, które łakną krwi mężczyzn. W wyniku potyczki z nimi szkoła prawie idzie z dymem, a Percy cudem ratuje się z opresji dzięki niespodziewanej pomocy ze strony pewnej śmiertelniczki o niezwykłych zdolnościach. Jednak to nie koniec złych wiadomości. Obóz Herosów jest zagrożony i w każdej chwili może zostać zaatakowany przez armie Kronosa.

„Bitwa w Labiryncie”, to już czwarty tom serii „Percy Jackson i Bogowie olimpijscy”, w której to na głównego bohatera i jego przyjaciół czeka nie lada wyzwanie, muszą udać się w podróż do labiryntu stworzonego przez największego wynalazcę w całej historii świata, Dedala i odnaleźć go by uratować Obóz Herosów. Jednak Labirynt poprzez wszystkie te lata rozrósł się do ogromnych rozmiarów, a poruszanie się po nim wymaga od każdego śmiałka nie lada odwagi oraz wytrwałości i determinacji, jest on pełen pułapek, ślepych odnóg i potworów, które tylko czyhają na nieostrożnego podróżnika. Każda wybrana ścieżka może być tą właściwą, ale równie dobrze może prowadzić donikąd. Percy wyrusza razem z Annabeth, Groverem i Tysonem by wypełnić zleconą przez wyrocznie misję. Na swojej drodze spotkają zarówno przyjaciół, jak i wrogów, odnajdą tego którego tak wielu szukało, poznają smak porażki oraz gorycz zwycięstwa, staną przed wyborami, od których niejednokrotnie zależeć będzie wiele, takie które przyniosą zarówno dużo cierpienia, ale i radości oraz iskierkę nadziei na przyszłość.

Rick Riordan przyzwyczaił nas, że pomimo schematyczności jego książki czyta się z zapartym tchem od pierwszej do ostatniej strony. Nie inaczej jest z jego nową książką, która posiada niepowtarzalny klimat, ciekawie zawiązaną intrygę i niebanalne rozwiązanie fabularne. W zgrabnie stworzonej powieści mamy mnóstwo ekscytujących momentów, które dostarczają dużych wrażeń, kilka naprawdę niespodziewanych zwrotów akcji, świetnie umiejscowionych, napięcie, które rośnie wraz z toczącymi się wydarzeniami i aurę tajemniczości oraz grozy. „Bitwa w Labiryncie” jest pozycja zajmującą, z prostymi i dobrze skonstruowanymi dialogami, przezabawnymi sytuacjami i sugestywnymi opisami, które oddziałują na wyobraźnię. Widać również kolejną zmianę w bohaterach, to, czego są uczestnikami oraz świadkami wpływa na nich i na to jak postrzegają świata, dorastają, miewają kolejne rozterki, chwile zwątpienia, ale i muszą podejmować trudne wybory, za których skutki muszą brać odpowiedzialność

To, co niewątpliwie stanowi o sile i oryginalności powieści to wplatanie do fabuły nawiązań do mitologii greckiej, wykorzystanie jako aktorów uczestników tych opowieści, zarówno bogów jak i potwory czy inne mityczne postacie. Tym razem autor przedstawia nam osobę Dedala, genialnego, choć zgorzkniałego wynalazcę i sługę króla Minosa, który poprzysiągł mu wieczną zemstę za to jak zrobił z niego pośmiewisko. Spotkamy wielkiego boga Pana, dotrzemy do kuźni Hefajstosa i na ranczo, w których hodowane są boskie zwierzęta, w tym słynne mięsożerne konie Augiasza. Na drodze bohaterów stanie osławiony sturęki Briareus, bogini Hera, tajemniczy telchinowie i piekielny ogar, o wdzięcznym imieniu pani O’Leary. Percy pozna kolejnego syna Posejdona, który bynajmniej nie będzie nastawiony przyjaźnie, odkryje gorzką historię pewnej królewny, która dała się wykorzystać znanemu herosowi, pozna ludzką twarz boga wina oraz historię, jaka stoi za tym, co stało się z Dedalem, przekona się na własne oczy jak potężny może być Kronos i znajdzie się na wyspie należącej do córki Atlasa, Kalipso, której bogowie przeznaczyli okrutny los. Na końcu zaś razem z innymi herosami będzie musiał stanąć do walki, od której zależeć będzie przetrwanie miejsca, które stał osiedla wielu z nich prawdziwym domem.

Fanów cyklu nie trzeba zbytnio przekonywać. Jeśli podobały ci się poprzednie tomy, ten również przypadnie ci do gustu. Polecam.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu:



Wydawnictwo: Galeria Książki
Seria: Percy Jackson i bogowie olimpijscy (#4 w serii)
Cena detaliczna: 34,90 zł
Tłumaczenie: Agnieszka Fulińska
Format: 125x195 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 364
Data wydania: wrzesień 2010

1 komentarz:

  1. Chyba dużo się w tej książce dzieje, sądząc po recenzji. Rozśmieszył mnie opis piekielnych cheerleaderek, które są wampirami. Trochę to zabawne.

    Lubię książki przygodowe. Nie czytałam jeszcze żadnej z przygód Perciego, ale mam zamiar nadrobić.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń