czwartek, 2 czerwca 2011

Szamanka od umarlaków - Martyna Raduchowska [recenzja przedpremierowa]

Każdy plan, nawet ten tworzony z ogromną dbałością o szczegóły i niezwykłą pieczołowitością, może zdać się na nic i obrócić w niwecz, gdy zacznie przy nim majstrować pewien zawzięty i wredny jegomość zwany Pechem, którego wszędzie pełno i który za nic nie przepuści okazji by namieszać w życiu pewnej dziewczyny. Ida Brzezińska, dziedziczka wielopokoleniowego rodu osób magicznie uzdolnionych za nic nie chciała kontynuować tej chwalebnej tradycji, była wyrodną córką i czarną owcą w rodzinie. Jedyne, czego pragnęła, to święty spokój oraz normalne życie bez magii i wszystkiego, co z nią związane.

Jednak wszędobylski i nieodłączny towarzysz Idy miał co do niej własne, określone od dłuższego czasu zamiary. Swe iście makiaweliczne pomysły systematycznie wprowadzał w jej (już i tak ciekawe) życie, starannie i bezlitośnie, z uśmiechem na twarzy krzyżując wszelkie jej plany. Najpierw zaczęła widzieć zmarłych, których starała się ignorować, choć sami zainteresowani nie dawali o sobie tak łatwo zapomnieć. Następnie oddano ją w ręce władczej i „przemiłej” ciotki Tekli. Jak się okazuje dziewczyna odziedziczyła po swych przodkach dar, jest medium i to nie takim zwyczajnym, ale czymś więcej: jest szamanką od umarlaków. Ida musi zaakceptować siebie taką jest, wziąć na się w garść, uwierzyć w swoje możliwości i przejść szkolenie by stać się osobą, którą zawsze miała być.



Główna bohaterka już na starcie wplątuje się w nielichą kabałę, od której na kilometr śmierdzi czarną magią. Zwykłe zlecenie zamienia się w walkę, w której stawką jest dusza dziewczyny i los całego świata. Pech tym razem jest wyjątkowo wredny i stawia na drodze dziewczyny czarownika, który ma na swe usługi demony, wkurzające duchy, które duchami nie są i przerażających mieszkańców świata po drugiej stronie lustra; do tego ściąga na kark Idy grupę funkcjonariuszy Wydziału Opętań i Nawiedzeń. Nie ma to jak trafić z deszczu pod rynnę.

Szamanka od umarlaków, powieściowy debiut Martyny Raduchowskiej, to niezwykle barwna, totalnie przewrotna i szalenie fascynująca opowieść, łącząca w sobie elementy urban fantasy, kryminału i horroru. Książka jest sprawnie napisana, z inteligentną fabułą, w której od samego początku mamy wartkie tempo. Z czasem nabiera ono rumieńców, pojawia się kilka niespodziewanych zwrotów akcji, a wszystko okraszone specyficznym czarnym niczym noc humorem. Prostymi i dobrze skonstruowanymi dialogami, które momentami ociekają ironią i sarkazmem, pisarka prowadzi nas poprzez rozgrywające się wydarzenia. Autorka z wprawą tka efektowną i pomysłową intrygę, w którą bezceremonialnie wplątuje Idę. Do końca nie jesteśmy pewni, jaki los zgotowała swojej bohaterce.

Raduchowska stara się jak najlepiej przedstawić swoją wizję, tak by zaciekawić Czytelnika, wciągnąć go w opowiadaną historię, ale jednocześnie nie zanudzić. Autorka szczegółowo opisuje kim (lub czym) jest medium oraz szamanka od umarlaków i co należy do jej obowiązków; dowiadujemy się nieco o obrzędach, stosowaniu czarów, klątw, a nawet jak zrobić lampę Aladyna. W książce nie ma zbędnych opisów, a te, które się pojawiają są sugestywne i wiarygodne, styl jest oszczędny i przejrzysty.

Postacie pojawiające się na kartach powieści to jednostki, bez wyjątku oryginalne i nieszablonowe. Bawią i pozytywnie wpływają na wrażenia wyciągane z lektury, od samego początku zyskując naszą sympatię i ujmując swoją powierzchownością. Główna bohaterka jest pełna sprzeczności, stara się żyć normalnie, ale z takim bagażem doświadczeń i umiejętności oraz wiecznie towarzyszącym pechem, nie zawsze jest to możliwe. Idzie brakuje pewności oraz wiary w siebie, nieraz traci głowę w obliczu nieprawdopodobnego, w końcu rzadko zdarza się medium bez powołania i z awersją do duchów! Jednak gdy tylko się zmobilizuje, jest nie do powstrzymania i pokazuje, na co ją naprawdę stać. Jednocześnie posiada umiejętność ciągłego wplątywania się we wszelkiej maści kłopoty, co niejednokrotnie prowadzi do komicznych sytuacji. Innym bohaterem, o którym należy wspomnieć, jest personifikacja pecha, duże urozmaicenie dla toczących się wydarzeń; wstawki z jego udziałem są po prostu prześmieszne i rozładowują niejednokrotnie napięcie, autorce należą się duże brawa za wprowadzenie tej postaci do książki.

Martyna Raduchowska debiutuje w bardzo dobrym stylu, pozycja jest wyjątkowo udana i nade wszystko warta polecenia. Śmiało mogę powiedzieć, że póki co jest to najlepszy fabryczny debiut tego roku. Szamanka… to jedna z tych książek, które raz wzięte do ręki wciągają Czytelnika bez reszty, trzymają mocno i nie puszczają póki lektura nie będzie skończona. Ciekawe i zaskakujące rozstrzygnięcie pozwala mieć nadzieję, że nie jest to ostatnie spotkanie z Idą.

Recenzja ukazała się na portalu:



Data wydania: 2011
ISBN-13: 978-83-7574-477-4
Wymiary: 125 x 195
Oprawa: miękka
Seria: Asy Polskiej Fantastyki
Liczba stron: 402

Książka do kupienia w promocyjnych cenach w księgarni:


4 komentarze:

  1. Dziękuję za tę recenzję. Chciałam właśnie zakupić tę książkę, ale wolałam poczekać na opinii innych czytelników, gdyż martwiłam się jak może zostać odebrana ta książka jako debiut. teraz wiem, że warto, gdyż jak sam ująłeś jest bardzo oryginalna i potrafi zaciekawić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po przeczytaniu opisu gdzieś na necie, również zastanawiałam się nad kupnem tej książki. Teraz wiem, że jednak warto przygarnąć ją do swojej domowej biblioteczki. Wydaje się być rzeczywiście ciekawą lekturą, do tego jakby trochę inną :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oh tak, już do jej opisu "ślinię się" na tę pozycję. Czyli jednak nie było to tylko czcze gadanie wydawnictwa, jakoby książka dobra :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Po przeczytaniu opisu w internecie zastanawiałam się nad kupnem tej książki, a po przeczytaniu twojej recenzji, jestem pena, że będę musiała nabyć "Szamankę od umarlaków". Już nie mogę się doczekać kiedy trafi ona w moje ręce :)

    OdpowiedzUsuń