środa, 20 lutego 2013

Królewski wygnaniec - Fiona McIntosh [recenzja]


Loethar, ambitny i bezwzględny wódz, pragnie ponad wszystko władzy i nikt nie jest w staniu mu się przeciwstawić. Hordy barbarzyńców i najemników pod jego dowództwem niczym szarańcza rozlały się po krainach należących do Koalicji Denova, podbijając jedną po drugiej, siejąc jedynie zniszczenie i śmierć. Pozostało jedno królestwo do zdobycia, prawdziwy klejnot pośród wszystkich ziem, Penrtaven. Dla Loethara to coś więcej niż tylko obsesja i pragnienie całkowitej władzy, to przede wszystkim dar, którego pożąda – legendarny urok Valisarów, który pozwala naginać wolę innych, dar przekonywania, któremu nie sposób się oprzeć.

Młody książę Leonel, prawowity następca tronu i ostatnia nadzieja królestwa, z pomocą Gavriela, syna królewskiego legata, ucieka z oblężonego miasta by w ukryciu przygotować się do walki z najeźdźcą i odzyskać tron. Jednak zadanie to nie będzie należało do łatwych, księcia czeka trudna i pełna przeszkód oraz niebezpieczeństw droga. Leo musi szybko dorosnąć i dojrzeć do bycia władcą, odkryć w sobie spuściznę rodu Valisarów oraz ocalić Penraven. Tymczasem Loethar rośnie w siłę.
„Królewski wygnaniec”, to pierwsza księga „Trylogii Valisarów”, cyklu stworzonego przez Fionę McIntosh, urodzoną w Anglii pisarkę, obecnie na stałe mieszkającą w Australii. Autorka korzystając z utartych schematów przedstawia opowieść rozgrywającą się w dosyć ciekawym i fascynującym uniwersum; aczkolwiek uważny czytelnik znajdzie tu niemal wszystko, o czym kiedyś gdzieś już czytał: królestwo stojące w obliczu niebezpieczeństwa, następca tronu, który musi uciekać by uratować nie tylko siebie, ale by odbić tron z ręki najeźdźcy, magia oraz inne elementy fantastyczne. Wszystko to już było, zmienia się tylko nazewnictwo, ale co ciekawe McIntosh połączyła to wszystko w całkiem udaną i interesującą całość.

Tom rozpoczynający „Trylogię Valisarów” to epickie fantasy, które jako cykl posiada spory potencjał, nie do końca wykorzystany w pierwszym tomie. „Królewski…” to sprawnie napisana książka i prosta w odbiorze, wszystko dzięki lekkiemu oraz przejrzystemu stylowi, którym charakteryzuje się McIntosh, a który bardzo ułatwia czytanie. Fabuła w książce jest tak skonstruowana by czytelnik mógł bez problemu wciągnąć się w rozgrywającą się na kartach powieści historię i nie nudził się. Całość jest dosyć stonowana, trzymająca w napięciu akcja jest dynamiczna i dostosowuje się do tego, co aktualnie dzieje się na kartach powieści. W książce dzieje się dużo, ale nie cały czas, co powala momentami odetchnąć.

Szukając informacji na temat autorki udało mi się ustalić, że nie jest to pierwsza powieść jej autorstwa, której akcja rozgrywa się w tym uniwersum, a co za tym idzie mogło to rzutować na liczbę opisów i informacji zawartą w „Królewskim wygnańcu”. McIntosh przedstawia „dostateczną” ilość wiadomości na temat tego świata i praw, które nim rządzą, tak, aby Czytelnik łatwo połapał się we wszystkim. Co nie znaczy, że odkrywa wszystkie karty – pozostawia kilka niedomówień i pytań bez odpowiedzi.

Wszystko byłoby dobrze gdyby nie bohaterowie, którzy nie do końca przypadli mi do gustu i nie chodzi mi tutaj o poruszaną już kwestię schematyczności. Kreacja postaci, szczególnie kluczowych dla fabuły pozostawia pewien niedosyt – autorka mogłaby więcej pracy włożyć w ich budowę. Widać to szczególnie w licznych dialog, które momentami są bardzo sztywne i pisana dla samego pisania. Przy okazji nawiązując do dialogów, dziwnym jest zabieg wtrącania w najmniej spodziewanych momentach informacji na temat świata, co trochę przeszkadza w czytaniu i rozbija akcję. Na szczęście zawiązana intryga rekompensuje te dwie wady.

Powieść McIntosh spodoba się każdemu, kto szuka ciekawej pozycji fantastycznej, napisanej lekkim i prostym językiem, a do tego z dużą dawką rozrywki i interesująca fabułą. Miejmy nadzieję, że kolejny tom sprosta oczekiwaniom pokładanym w sequelach i wykorzysta potencjał cyklu.


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu:



Książka do kupienia w promocyjnych cenach w księgarni:




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz