środa, 27 marca 2013

Dreszcz - Jakub Ćwiek [recenzja]

Kłamca skończył się na Kill’em All – nadchodzi czas Dreszcza. Rychu Zwierzchowski, mieszkaniec jednego z katowickich osiedli nie jest przykładnym obywatelem, ani tym bardziej uczynnym sąsiadem. „Sex, drugs i rock’n’roll” to kwintesencja tego, kim jest i wokół czego obraca się jego codzienne życie. Żyjąc na garnuszku córki nie przejmuje się niczym byle było, co wypalić, wypić, gitara była sprawna, a w głośnikach leciał rock. Niektórym do szczęścia wystarczy bardzo niewiele, inni żyją muzyką.

Wszystko zmienia się nieoczekiwanie, gdy trafia go piorun z jasnego nieba i to dosłownie. Rysiek zamiast zejść z tego padołu zyskuje nadprzyrodzone zdolności i kontrolę nad prądem. Wielka moc nie oznacza jednak większej odpowiedzialności – dla niego życie toczy normalnym torem. Do czasu aż poznaje Benjamina, a wszystko dzięki artykułowi w gazecie.

Krakowem wstrząsa fala zabójstw studentów pochodzących z bogatych rodzin, przestępstwa te, które trudne wyjaśnić poprzedziła strzelanina – ktoś wziął na cel krakowskich mimów. W tym samym czasie w mieście przebywa Benjamin Bradford, młody Anglik, dla którego szczytem marzeń jest zostać majordomusem prawdziwego superbohatera, kimś takim jak Alfred dla Batmana. Chłopak stawia sobie za cel wyjaśnić sprawę i pod pretekstem koncertu zwabia tam naszego bohatera. Rychu z pomocą chłopaka rozpoczyna swoją przemianę, aby stać się obrońcą uciśnionych. Tylko czy Ryśka to obchodzi…


Jakub Ćwiek to autor znany, lubiany i szanowany, cieszący się ogromną popularnością wśród czytelników. Twórca, który cyklem o „Kłamcy” ugruntował swoją pozycją na polskiej scenie fantastycznej. Tym razem Ćwiek zaprasza na Górny Śląsk w rytmach ostrego rock’n’rolla oraz mocnego brzemienia, dorzuca elementy fantastyczne, gwarę śląską i superbohaterów; łączy, miesza, komponuje i ugniata zamieniając w prawdziwą mieszankę wybuchową.

„Dreszcz” udowadnia, że Jakub Ćwiek pisarzem jest dobrym, z utworu na utwór jego styl jest tylko coraz lepszy, co tylko przekłada się na liczbę zadowolonych czytelników. Jego najnowsze dzieło to pozycja zaskakująca, przewrotna i nieobliczalna; zaszokuje, zadziwi, rozśmieszy do łez i zabawi. Autor dobrze wie jak zainteresować i wciągnąć w rozgrywaną na kartach książki opowieść, doskonale orientuje się jak pisać i o czym pisać by było ciekawie i działo się dużo. Stopniowo wydziela informacje i emocje, a napięcie wzrasta wraz z toczącymi się wydarzeniami.

W środku znajdziemy mnóstwo kuriozalnych, zakrawających o absurd sytuacji, chwil prześmiesznych czy momentów przełomowych, a wszystko okraszone prawdziwe czarnym humorem i dosadnymi, niejednokrotnie zawierającymi wulgaryzmy dialogami, soczystymi i sarkastycznymi. Jednym to może przeszkadzać, reszta potraktuje to, jako zabieg, który tylko dodatkowo wpływa na przyjemność i wrażenia czerpane z lektury. Fabuła nabiera rozpędu stopniowo, pierwsza połowa to przede wszystkich przedstawienie wszystkich, nie tylko tych pierwszoplanowych, ale i epizodycznych.

Podobnie jak w przypadku poprzednich książek, w „Dreszczu” znajdziemy mnóstwo nawiązań do popkultury, zarówno filmów, komiksów i przede wszystkim muzyki, wszak to ona jest tutaj na pierwszym planie i najwięcej ma do powiedzenia. Nie zabraknie też naśmiewania się z pewnych zachowań społecznych. Na szczęście nie jest to nachalnie prezentowane. Pozytywnie wypadają bohaterowie, szczególnie tytułowy Dreszcz, a także Benjamin oraz Alojz, posługujący się czystą gwarą śląską. Każdy z nich to postać niezwykła, przyciągająca uwagę i niedająca o sobie zapomnieć.

„Dreszcz” to mocne uderzenie w rockowych klimatach i unikalne brzmienie, które zostanie wam w pamięci na długi czas. Ćwiek oddaje w ręce czytelników spójną i przemyślaną historię, intrygującą i dostarczająca mnóstwa rozrywki. Miłośnicy twórczości autora będą zadowoleni. A po lekturze proponuję zapoznać się z klipem promującym książkę:





Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu:




Książka do kupienia w promocyjnych cenach w księgarni:





4 komentarze:

  1. Również miałem przyjemność przeczytać książkę, i nie ukrywam, że miałem dreszcze. W pozytywnym tego słowa znaczeniu, rzecz jasna :)

    Ćwiek po raz kolejny mnie zaskoczył, po bardzo dobrych "Chłopcach", którzy również mieli w sobie rock & roll'a, przyszedł Rysiek. Nie taki jednak diabeł straszny, jak go malowali :)

    Mam pozytywne odczucia po lekturze i powoli zabieram się za tworzenie video recenzji... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam w dwa wieczory. Bardzo fajnie i szybko się czyta. "Oprawa muzyczna" świetna - nuciłam sobie wspominane utwory (oczywiście te, które znam) w czasie czytania.
    A, no i piosenka promująca bardzo fajna ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mimo że bardzo lubię Ćwieka to do tej książki jakoś nie mogłam się przekonać. W sumie bez żadnych konkretnych powodów. Ale myślę że pora zmienić zdanie. Bo zapowiada się naprawdę dobra książka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niby Ćwiek mnie ni ziębi, ni grzeje i to, co przeczytałam wyciekło mi z pamięci dość szybko, a do reszty mi nie spieszno... ale po 'Dreszcza' może i bym sięgnęła. Pewnie głównie z czystej sympatii do starych hardrockowców i metaluchów? :P W końcu jeden z nich mnie wychował.

    OdpowiedzUsuń