niedziela, 16 lutego 2014

Recenzja: Demon Luster - Martyna Raduchowska

Ida Brzezińska jest szamanką od umarlaków, choć wszystko czego pragnęła, to spokojne życie bez magii i tego, co z nią związane. Pech ma jednak swoje plany i tak łatwo z nich nie rezygnuje. Czarna owca i wyrodna córka w magicznej rodzina posiada bowiem dar, który sprawia, że jest kimś pomiędzy medium i banshee. Przewiduje w snach śmierć i nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że od tego momentu jest odpowiedzialna za duszę nieboszczyka, włącznie z bezpiecznym przeprowadzeniem w zaświaty. Trudno powiedzieć czy to błogosławieństwo, czy przekleństwo; chyba raczej to drugie, bo rzadko zdarza się medium bez powołania i z awersją do duchów.

Wydarzenia z pierwszego tomu pokazały, jak niebezpieczne bywają umiejętności Idy, ile kłopotów i nieoczekiwanych skutków mogą przynieść. Nieśmiertelna przysięga złożona przez szamankę to bardzo poważna sprawa, a niebyt tylko czeka, by upomnieć się o duszę Idy. Gorzej, gdy wszystko się coraz bardziej komplikuje, koszmary nie dają jej spać, pojawiają się nowi przeciwnicy, a Pech tylko czuwa, by uderzyć w odpowiednim momencie. Na drodze dziewczyny stanie tytułowy demon luster, pojawi się ciotka Tekla, funkcjonariusze Wydziału Opętań i Nawiedzeń… a to dopiero początek. Ida nie da sobie w kaszę dmuchać i zamiast użalać się nad sobą zrobi wszystko, by przetrwać.

„Demon luster” to bezpośrednia kontynuacja, wydanej w 2011 roku „Szamanki od umarlaków”. Martyna Raduchowska udowadnia, że warto było tyle czekać na jej nową powieść. To już inna historia, przez ten okres zmieniła się nie tylko autorka, ale i główna bohaterka. Widać, że ewoluowała ona jako pisarka i tworzenie przychodzi jej dużo łatwiej; ma mnóstwo pomysłów, którymi chętnie dzieli się z czytelnikami. Podobnie sprawa ma się z Idą, która nie jest już tą samą dziewczyną, dojrzała do roli, jaka jest jej przypisana. Zmianę widać również już w samej okładce, bardziej mrocznej od swej poprzedniczki. „Demon luster” to barwna, przewrotna i fascynująca opowieść, w której łączą się elementy urban fantasy, horroru i kryminału, a całość przesiąknięta jest zdrową dawką prawdziwie czarnego humoru.

Powieść jest sprawnie napisana, z przemyślaną fabułą, w której od pierwszej strony dzieje się dużo i widać, że autorka wie, o czym chce pisać. Akcja jest dynamiczna, zawiązana intryga idzie do przodu i tak naprawdę do końca nie wiadomo w jakim kierunku pójdzie historia. Nie ma miejsca na nudę, zbędne opisy czy niezrozumiałe słowa. Martyna Raduchowska postawiła sobie za zadanie poprowadzenie swej opowieści we właściwym dla niej kierunku, dostarczenie odpowiedniej dawki rozrywki i zamknięcie wszystkich wątków rozpoczętych w „Szamance...”. W trakcie lektury będzie miejsce na chwile wzruszenia i grozy, momenty, które wywołają zaskoczenie, te w których trzeba będzie zachować powagę, ale przede wszystkich będzie mnóstwo okazji do śmiechu. Opisy, które pojawiają się na kartach powieści są sugestywne i wiarygodne, a także przesiąknięte odpowiednim klimatem. Styl jest oszczędny i przejrzysty, z prostymi i dobrze skonstruowanymi dialogami. Te zaś ociekają momentami ironią i sarkazmem.

Główna bohaterka, Ida Brzezińska, pokazuje się z całkiem innej strony – zmieniła się przez to, czego doświadczyła. Postać dynamiczna, bardziej wyrazista i żywa, ale też cały czas uparta i sarkastyczna. I choć nieraz traci głowę w obliczu niebezpieczeństwa potrafi, gdy tylko chce, zmobilizować się i pokazać, że nie warto z nią zadzierać. Towarzyszy jej cała gama nieszablonowych postaci, mniej lub bardziej ujmujących. Nie zabrakło oczywiście ciotki Tekli, wszędobylskiego Pecha i Kruchego. Każde z nich ma swoją rolę do odegrania, jednak pierwsze skrzypce należą do Idy.

Martyna Raduchowska powraca w świetnym stylu. „Demon luster” sprawdza się jako dobra rozrywkowa literatura, w sam raz na wieczór. Autorce udaje się zaciekawić i wciągnąć czytelnika, nie nudząc, a wręcz przeciwnie – dostarczając odpowiednich wrażeń. Książkę można potraktować jako samodzielny utwór, ale warto sięgnąć po pierwszy tom, by lepiej zrozumieć całość.

Recenzja ukazała się na portalu:


5 komentarzy:

  1. Chętnie przeczytałabym tę książkę, ale najpierw muszę sięgnąć po pierwszy tom :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm... mam trochę mieszane uczucia co do tej książki. Spotkałem jej recenzje czy też zapowiedzi na kilku blogach, ale nie jestem do końca przekonany, być może dlatego, że nie czytałem pierwszego tomu.
    Ale czarny humor to coś, co w książkach po prostu kocham, dlatego sam już nie wiem. Plączę się w wypowiedzi.
    A recenzja bardzo dobra; zrozumiała i po prostu przyjemna.
    Pozdrawiam
    Gnom

    OdpowiedzUsuń
  3. Z twojej recenzji w sumie niczego konkretnego się nie dowiedziałam, tyle tekstu, a treści prawie wcale.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciotka Tekla mnie zawsze rozbraja :)

    OdpowiedzUsuń
  5. nie czytałam ale mam zamiar .. obserwuje

    OdpowiedzUsuń