wtorek, 4 marca 2014

Recenzja: Książęta highwayu - Marcin Baraniecki

Emigracja to ogromne wyzwanie i trudna decyzja do podjęcia, często jednak podyktowana taką, a nie inną sytuacją materialną, chęcią zobaczenia świata czy po prostu potrzebą zmiany otoczenia. Wyjazd do całkiem obcego kraju, z dala od rodziny i znajomych, wiąże się z wieloma wyrzeczeniami, niepewnością, co nas czeka, ale i nadzieją na spełnienie zamierzonego celu. Jednak czasem rzeczywistość bywa całkiem różna od tego, czego się spodziewaliśmy. Życie poza granicami kraju nie należy do łatwych i prostych, szczególnie, gdy wybiera się kraj tak oddalony od naszej ojczyzny jak Kanada.

Grupa młodych Polaków postanawia zostać truckerami, kierowcami ciężarówek. Wielkie marzenia i ogromna determinacja gnają ich za ocean, na kanadyjskie drogi. Inna kultura i obyczaje, różny poziom życia, ale te same problemy, z jakimi wszyscy się zmagają. Ryzyko raz podjęte może się opłacić lub odbić się na psychice i zdrowiu, doprowadzić do depresji i co gorsza przynieść długi; ale i wstyd, który nie pozwala wracać do kraju. Wielu jednak – dzięki ciężkiej pracy – potrafi wyjść na swoje, i mimo upadków przeć do przodu i wyjść na prostą. Nawet, jeśli nie będą zarabiać ogromnych kwot, liczy się sam fakt, że im się udało i nie poddali się. I nadal potrafią patrzeć tęsknym okiem za ocean, ku ojczyźnie.

Trucker z trzydziestoletnim doświadczeniem, redaktor naczelny magazynu i pisarz, Marcin Baraniecki w swojej powieści snuje historię ludzi takich jak my, z wielkimi ambicjami, którzy odważyli się i postawili wszystko na jedną kartę. Jednostki, które wyjechały na chlebem, za lepszym życiem i za marzeniami. Możliwość kierowania wielką ciężarówką jawiła się jako furtka do wielkich pieniędzy, stabilizacji finansowej i dostatniego życia na obczyźnie. Mimo, że nie było łatwo, a rzeczywistość mieniła się w kolorach szarości, nie poddali się, przetrwali i dopięli swego. „Książęta highwayu” to książka oparta na prawdziwych wydarzeniach i doświadczeniach autora, który jest również narratorem i jednym z głównych bohaterów.

Akcja powieści rozgrywa się latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych minionego wieku, okresu sporych przemian w naszym kraju. Kilku Polaków postanawia szukać szczęścia poza granicami Polski i na swój cel wybiera Kanadę. Wybrali ten kraj nie bez powodu, prowadzi ich tam bowiem zamiłowanie do ciężarówek. Baraniecki snuje swoją opowieść luźno i z humorem, ale i pewną dawką napięcia, pokazując wzloty i upadki swoich bohaterów, wszystko to zaś oparte na faktach. Jednym z nich jest Antek Sobótka, bliski przyjaciel autora, którego losy śledzimy przez większość książki, począwszy od pierwszy kroków jako truckera, po zmianę pracy i dalsze jego życie. Fabuła poprzeplatana jest również licznymi retrospekcjami, w których poznajemy przeszłość poszczególnych bohaterów, kim byli i dlaczego ich życie ułożyło się tak, a nie inaczej. W środku znajdziemy również mnóstwo historii zasłyszanych w drodze, przydrożnych barach, od innych ludzi i truckerów. Wszystko to świetnie wpasowuje się w historię, którą czytamy.

Praca truckera, szczególnie w warunkach jakie panują na północy Kanady to krew, pot i łzy. Autor stara się jak najlepiej oddać pracę kierowcy, nie szczędząc opisów samej pracy, ciężarówek i tego jak to wszystko wygląda w praktyce. Ważne, że autor nie nudzi i nie stara się pisać na siłę, nie ma miejsca na zbędne opisy czy niepotrzebne wstawki, wszystko ma swoje miejsce i cel. Pokazuje jak wiele wyrzeczeń i poświęceń czeka na potencjalnego kierowcę oraz ile niebezpieczeństw czyha na drodze. Udowadnia, że nie tylko warunki pogodowe, wadliwy pojazd czy zła nawierzchnia może przynieść kłopoty, ale sam kierowca może być dla siebie przeciwnikiem i jego psychika. Nie znaczy to, że nie ma nic dobrego z tego wszystkiego – to satysfakcjonująca praca i okazja do zysku.

Marcin Baraniecki przedstawia historię o trudach i wyrzeczeniach, o przetrwaniu, dramatach rodzin i długiej rozłące, o marzeniach i kanadyjskich bezdrożach; wszystko obrazowo i pełne realizmu. Mimo, że nie ma tu porywającej akcji, zwrotów czy przełomów, lektura jest zajmująca. Autor umiejętnie trzyma naszą uwagę cały czas, tworząc niewidzialną więź pomiędzy sobą i czytelnikiem. Świetna lektura dla kilka wieczorów.

1 komentarz:

  1. Brzmi ciekawie, ale zupełnie nie moja bajka. Podsunę mamie, ona bardzo lubi książki oparte na faktach.

    OdpowiedzUsuń