niedziela, 21 grudnia 2014

Recenzja: Krew Olimpu - Rick Riordan

„Krew Olimpu” finałowy tom cyklu „Olimpijscy Herosi” jest kulminacją tego wszystkiego do czego Rick Riordan przygotował nas w poprzednich tomach. Siódemka herosów staje przed niezwykle ważnym i kulminacyjnym momentem w ich życiu. Musza wykorzystać wszystkie wrodzone talenty, wrodzoną wiedzę i nabyte umiejętności w nadchodzącym starciu z Gają inaczej pastwą ognia lub burz świat się stanie. Czy garstka półbogów może powstrzymać Gaję i jej armię gigantów? Czy dojdzie do bitwy pomiędzy dwoma obozami? Czas pokaże, ale zanim to nastąpi trzeba zrobić wszystko, co się da by powstrzymać najgorszy scenariusz. Finałowa konfrontacja będzie niezapomnianym wydarzeniem.

Piąta i jednocześnie ostatnia odsłona cyklu Ricka Riordana jest bardziej mroczna, i odmalowana w zdecydowanie ciemnych barwach. Autor z wprawą porusza się po świecie, który stworzył, od pierwszej strony wrzucając swoich bohaterów w wir przygody, wartkiej akcji, mnóstwa zabawnych i ekscytujących sytuacji, momentami niebezpiecznych, niejednokrotnie zapierających dech w piersi, które szokują, wzruszają i bawią. Stawia przed naszymi ulubieńcami liczne wyzwania, niebezpieczeństwa, kolejnych wrogów i jak zawsze trudne wybory, niosące określone skutki. Herosi odkrywają w sobie coś, o czym nie mieli dotąd pojęcia lub co zapomnieli, że posiadali, zmieniają się i odsłaniają; pokazują, że mimo boskiego rodowodu są tak bardzo ludzcy.

Fabuła, ze zmyślnie prowadzoną intrygą zmierza nieuchronnie do zaskakującego na swój sposób finału. Momentu na który czekaliśmy odkąd tylko Rachel wygłosiła przepowiednię. Całość napisana przy użyciu tak dobrze znanego stylu jakim charakteryzuje się Riordan, prostym i zrozumiałym językiem, bez zbędnych udziwnień, dostarcza odpowiednich wrażeń i emocji. Tak jak to miało miejsce w poprzednich tomach opowieść śledzimy z punktu widzenia kilku bohaterów. Tym razem autor postawił na Nico, Reynę, Jasona i Piper. Można czuć przez to trochę niedosyt gdyż Percy i Annabeth zostają usunięci nieco w cień i zdegradowani do roli drugoplanowej. Nie przeszkadza to jednak zbyt bardzo, poszczególne rozdziału umożliwiają nam naprzemienne śledzenie losów poszczególnych postaci i miejsc, w których się znajdują. Lektura dostarcza sporej przyjemności, mamy dużą liczbę punktów przełomowych i niespodziewanych zwrotów akcji. Autor potrafi zaskoczyć, przerazić, skłonić do myślenia i zapewnić dobrą zabawę.

Opisy są sugestywne i dopracowane, idealnie oddają klimat i atmosferę trwających zdarzeń i konfrontacji. Na scenie pojawiają się kolejne postaci z mitologii, potwory, bogowie oraz boginie, i inne magiczne elementy. Starcia, potyczki czy pościgi zostały ciekawie nakreślone, choć musze przyznać, że finałowa bitwa mimo swojego rozmachu nie jest równie epicka jak walka z Kronosem na ulicach Nowego Jorku. Nie znaczy to, że starcie z siłami Gai jest nudne, dzieje się naprawdę dużo i do końca nie jest wiadomo, która strona zwycięży.

Rick Riordan dobrze wie jak zainteresować czytelnika i wciągnąć go w rozgrywające się na kartach powieść i wydarzenia. „Krem Olimpu” to nie tylko tom kończący cykl, ale i okazja by rozliczyć się z fanami i niejako sprostać ich oczekiwaniom, które pokładli w trakcie czytania poprzednich części. Autor zebrał razem rozwinięte wcześniej wątki, pytanie pozostawiane bez odpowiedzi i niewyjaśnione sprawy by wszystko pozamykać. Zadanie to jednak nie do końca mu się udało. Wiele spraw rzeczywiście znalazło swój finał, ale część nie, pozostaje nadal otwarta.

Finałowa odsłona to lektura obowiązkowa dla fanów Percy’ego i reszty herosów, udane i satysfakcjonujące zwieńczenie cyklu „Olimpijscy herosi”. Riordan żegna się Grekami i Rzymianami, nie licząc krótkich tekstów, nie ma co liczyć na dłuższa opowieść. Autor zapowiedział już nową serię z mitologią nordycką w tle, której premiera przewidziana jest na październik przyszłego roku.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz