niedziela, 25 stycznia 2015

Wywiad: Michał Gołkowski

Wywiad został przeprowadzony dla Kawerny.

Jarosław Machura: Minęły niespełna dwa lata, a pana pisarski dorobek wygląda fenomenalnie. Czwarta własna powieść na dniach pojawi się w księgarniach, w marcu światło dziennie ujrzy kolejne tłumaczenie, a to przecież dopiero początek roku. Taka sytuacja jest czymś, z czego jest Pan chyba zadowolony?

Michał Gołkowski: Nie da się zaprzeczyć, że jest to mocno przyjemne ;-) Ostatnie dwa lata były dla mnie okresem pracy na wydajności niebezpiecznie zbliżonej do maksimum, ale dały mi też dużo satysfakcji… Mam nadzieję, że w następnych dwóch też nie zgubię tempa.

JM: Książka „Ołowiany świt” otworzyła serię „Fabryczna Zona” i stała się niejako początkiem sporego wzrostu zainteresowania uniwersum S.T.A.L.K.E.R.a w Polsce. Skąd pomysł na napisanie polskiej książki w tym świecie?

MG: Kiedy dowiedziałem się, że istnieje seria literacka S.T.A.L.K.E.R., marzyłem o tym, żeby ktoś wydał te książki w Polsce. Czekałem i czekałem, i czekałem… Wreszcie dotarło do mnie, że nic się nie wydarzy. Nikt tego nie zrobi za mnie. Więc zwyczajnie usiadłem i zacząłem pisać, następnie skontaktowałem się z właścicielem praw do marki, znalazłem Fabrykę Słów –reszta poszła już z górki :)

JM: Każda z Pana książek posiada własną stronę na Facebooku, gdzie można znaleźć sporo ciekawych informacji. Czy spodziewał się pan takiej popularności i przyjęcia książek przez czytelników?

MG: Jestem nieustająco zaskakiwany. Cieszy mnie, że zostałem tak ciepło przyjęty przez recenzentów, ale przede wszystkim przez czytelników. Nie spodziewałem się tak dużego zainteresowania. Okazuje się, że nie tylko ja czekałem na serię S.T.A.L.K.E.R., która od razu znalazła w Polsce zagorzałych fanów; mam nadzieję, że ze „Stalowymi szczurami” będzie podobnie.

JM: Czym w ogóle jest dla Pana Zona? To chyba nie tylko miejsce akcji, ale coś więcej. Z tego, co się orientuję nigdy nie odwiedził Pan tego miejsca i nie planuje.

MG: Ech… Zona jest dla każdego czymś innym. Dla mnie to magiczne miejsce utraconego dzieciństwa, w którym mogę być sam na sam z własnymi myślami, w którym należę tylko i wyłącznie do samego siebie. Faktycznie, nie byłem w Strefie Czarnobylskiej, bo mam wrażenie, że byłbym zwyczajnie rozczarowany. Nasze marzenia i wyobrażenia są zwykle piękniejsze niż rzeczywistość.

JM: Pierwsza wizyta w literackiej Zonie?

MG: Samotna - koniec października 2012 roku. Z przewodnikiem (Wiktor Noczkin) – lato 2010. Absolutnie niezapomniane przeżycie.

JM: Uniwersum S.T.A.L.K.E.R.a to bardzo bogaty świat. Gry, filmy i literatura. Niedawno premierę miała również książka „Łowca z lasu” rozgrywająca się w Survarium. Skąd według Pana taka popularność tematyką postapokalipsy?

MG: Człowiek zawsze fascynuje się i pożąda tego, czego nie ma. Chudzi chcą nabrać masy, grubi chcą schudnąć, dziewczyna z prostymi włosami marzy o kręconych, facet z żoną-blondynką ogląda się za brunetkami. Post-apokalipsa jest dla nas marzeniem o nieosiągalnej zmianie, o wyzwoleniu się z okowów wszechogarniającej cywilizacji… Na tej samej zasadzie wszyscy bohaterowie światów post-apo z nostalgią wzdychają do minionych czasów technologii i elektryczności.

JM: „Stalowe Szczury. Błoto” z Zony przenoszą nad do alternatywnej wersji roku 1922. Skąd wziął się pomysł na książkę?

MG: Wielka Wojna jest spóźnioną, ale naprawdę wielką miłością mojego dorosłego życia… Nawet nie wiem, skąd pierwotny pomysł, ale gdy po raz pierwszy o nim pomyślałem, to już słuchając własnych słów wiedziałem, że będzie to absolutny hit. Nie pomyliłem się, mam nadzieję.

JM: Mam już za sobą lekturę „Stalowych Szczurów” i muszę przyznać, że książkę czyta się naprawdę bardzo dobrze. Wśród bohaterów na pierwsze miejsce wybija się oczywiście postać „Kapitana” Reinhardta, doświadczonego przez los żołnierza, który zmaga się z bolesną stratą. Jak powstała ta postać? Czy była na kimś wzorowana?

MG: Kapitan Reinhardt narodził się jako bohater w zupełnie innym opowiadaniu i świecie, ale od samego początku ciążył ku właśnie tym czasom – ogromnym działom, gigantycznym konstrukcjom z nitowanej stali, obłędowi i bezosobowości wojny pozycyjnej. Imię wzięło się ze starej piosenki „Lili Marleen”, której słuchałem w samochodzie, a sam bohater powstał już w międzyczasie, podczas pisania…. Ale chciałem odmalować małomównego, kostycznego weterana Wojny, dla którego chaos i okrucieństwo natarcia są naturalnym środowiskiem – człowieka zrodzonego w ogniu walki i żyjącego tylko i wyłącznie dla niej. Prawdziwego kochanka Wojny.

JM: Na kartach powieści znajdziemy sporo informacji na temat uzbrojenia, fortyfikacji i taktyki wojskowej. Skąd pozyskiwał Pan informację potrzebne do pisania? Jakie były największe trudności w trakcie pracy nad książką?

MG: Godziny ślęczenia nad źródłami, tomy materiałów, masa konsultacji z ekspertami. Moja wiedza nie była i bynajmniej nie jest kompletna ani doskonała, ale starałem się odmalować to wszystko wedle najlepszego stanu wiedzy, na jaki mogłem sobie pozwolić. Nie ukrywam, że trochę trudności nastręczył mi tu niemiecki – całe nazewnictwo, komendy, żargon… Niesamowita mordęga i zarazem świetna zabawa.

JM: Piotr Cieśliński stworzył świetną okładkę do książki, a Andrzej Łaski zilustrował ją. Co sądzi Pan o ich wizji? Czy dobrze odwzorowuje to, co znajdziemy w książce?

MG: Okładka to absolutnie mistrzostwo – doskonałe odwzorowanie naszych wyobrażeń i koszmarów Wielkiej Wojny. Z kolei ilustracje dodają szczyptę lekkości, smaczek komiksowej pop-kultury obrazkowej, dzięki któremu inaczej bardzo ciężki temat staje się o wiele bardziej przyswajalny dla współczesnych nam ludzi.

JM: Jaki jest Pana ulubiony okres w historii? Czy chciałby Pan żyć w innym czasie lub może cofnąć do określonego momentu w dziejach świata i spotkać kogoś sławnego?

MG: Ojej, nie wiem. Serio. Bardzo sobie chwalę moje życie takie, jakim jest, innego nigdy nie znałem :) Co do sławnych ludzi – absolutnie i bez chwili zawahania Aleksander. Tak, ten Aleksander – jedyny, którego nazwano jeszcze za życia Wielkim.

JM: Pisanie to dla Pana…?

MG: Część samego siebie. Sposób realizacji marzeń z dzieciństwa. Możliwość podzielenia się z innymi wszystkimi tymi opowieściami, które w sobie noszę.

JM: Kto znajduje się w gronie Pana ulubionych twórców?

MG: Henryk Sienkiewicz, Umberto Eco, Andrzej Pilipiuk…. Tukidydes. Gogol. Nietzsche…

JM: Dziękuję za rozmowę!

MG: Ależ cała przyjemność po mojej stronie :)

1 komentarz: