niedziela, 30 listopada 2014

Recenzja: Kompleks 7215 - Bartek Biedrzycki


Powieść Bartka Biedrzyckiego utrzymana została w konwencji postapokaliptycznej, nurtu, który ostatnimi czasy jest w literaturze wyjątkowo popularny. Świadczą o tym nie tylko liczne tytuły książkowe, ale również seriale i filmy, a nawet gry komputerowe. „Kompleks 7215” to jednak pozycja szczególna dla polskiego czytelnika ze względu na miejsce akcji. Zniszczona przez III wojnę światową Warszawa staje się miejscem zarówno walki o wpływy, terytorium, ale przede wszystkim o przetrwanie w tym nowym i niebezpiecznym świecie. Kolejne frakcje i stworzone przez nie mini państewka nie cofną się przed niczym by osiągnąć zamierzony cel.

Globalny konflikt odmienił świat, wszystko nagle przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Zmutowana fauna i flora, promieniowanie i inne zagrożenia sprawiły, że nielicznie mieszkańcy stolicy, którym udało się przeżyć muszą ukrywać się przed tym, co czyha na nich na powierzchni. Wśród nich jest Borka, najemny żołnierz i dowódca oddziału stalkerów, pamiętający jeszcze czasy nim spadły bomby. Dwie dekady życia w czeluściach metra nauczyły go wiele, zmieniły w tego kim jest. Podejmuje się odnalezienia tajemniczego kompleksu, w którym nadal może ktoś żyć. Misja prowadzi poprzez kolejne przystanki, aż do samego początku linii metra i dalej do Puszczy Kampinoskiej. Tylko czy wyprawa nie jest skazana z góry na porażkę?

Bartek Biedrzycki przedstawia prostą, ale umiejętnie nakreśloną opowieść, w której poza głównym wątkiem, znajdziemy kilka innych, pobocznych. Wszystkie one zostały ciekawie zawiązane i połączone ze sobą. Mimo, że momentami wydają się dosyć przewidywalne, nie wpływa to negatywnie na lekturę. Wręcz przeciwnie są kopalnią informacji na temat świata, praw jakie nim rządzą i samych bohaterów. Autor dobrze wie, o czym chce pisać i w jaki sposób przekazać swoją wizję. Mamy do czynienia z czymś nieprawdopodobnym, ale opowiedzianym w taki sposób, że ten scenariusz wydaje się całkiem prawdopodobny i możliwy. Czytelnik ma okazję zobaczyć jak wiele zmieniło się od chwili, gdy spadły bomby. Zmutowana fauna oraz flora, która wzięła we władanie powierzchnie miasta czyniąc go niebywale niebezpiecznym. Widać jak sporo uwagi i pracy poświęcono by obraz odmienionej stolicy był plastyczny i przede wszystkim sugestywny. Opisy robią spore wrażenie i działają w znacznym stopniu na wyobraźnię, zarówno w odniesieniu do scen czy mutantów.

Czytając trzeba pamiętać, że pisarz posiada określony zamysł dla swojego dzieła, i tego, w jakim kierunku powinno wszystko iść. Nie nudzi, porusza się po swojej historii z wprawą, a pomaga mu w tym przejrzysty oraz zajmujący styl pisania. Mamy odpowiedni klimat, wisielcze poczucie humoru (m.in. scena, w której bohater czyta „Pitera”) oraz wszechogarniającą atmosferę grozy i niewiadomego. Na duży plus zasługuje kreacja postaci: są to wyraziste i oryginalne jednostki, które łatwo polubić. Takie z krwi i kości, z wadami i problemami, prześladowani przez demony przeszłości.

Główny tekst posiada kilka niedociągnięć czy niespójności, podobnie zresztą jak opowiadania. Trzeba jednak pamiętać, że „Kompleks 7215” jest debiutem, autor ma czas by poprawić swój warsztat w kolejnych książkach. Można stwierdzić, że zadaniem powieści było wprowadzenia na scenę poszczególnych bohaterów, zarysowanie świata i przygotowania na to, co zastaniemy w kolejnych tomach. Sam finał pozostawia uczucie niedosytu, ale jednocześnie sprawia, że będziemy czekać na kolejny tom z niecierpliwością. Uniwersum stworzone przez Biedrzyckiego posiada spory potencjał, który mam nadzieję zostanie wykorzystany dalej.

Przygody Borki i jego oddziału to ciekawie nakreślona historia, która łatwo wciąga i dostarcza odpowiednich wrażeń. Miłośnicy klimatów postapokaliptycznych będą zadowoleni. „Kompleks 7215” świetnie wpisuje się do fabrycznej zony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz