Marek Kędzierski dał się poznać, jako twórca, który potrafi pisać pełne akcji i niesamowitych zdarzeń historie, które poruszają, zaskakują i momentalnie porywają, dostarczając przy okazji porcję należytych doznań. Podobnie jest również z jego najnowszą książką, która choć nie należy do najdłuższych, stanowi treściwą i satysfakcjonującą lekturę, która na pewno niejednej osobie umili czas. Można śmiało stwierdzić, że autor postawił sobie za cel dotrzeć do Czytelnika, zająć go tak by ten bez reszty wszedł w wykreowaną przez niego opowieść.
„Oto krew moja” jest powieścią sensacyjną i co do tego nie ma wątpliwości, jednak książka jak łatwo zauważyć porusza pewne aspekty życia, które niejednokrotnie trudno w realnym świecie racjonalnie wytłumaczyć. Kędzierski nie eksponuje ich natrętnie, zachowuje wręcz równowagę między sensacją i elementami nadprzyrodzonymi. Utwór napisany jest w przystępny sposób, bez udziwnień i niepotrzebnych wtrąceń oraz zagmatwanych wątków czy zbędnych opisów. Pisarz stawia na akcję, a tej w książce jest bardzo dużo. Spiski i knowania, wielka polityka i religia, wybuchy, pościgi i strzelaniny, a to tylko wycinek tego, co może nas spotkać na kartach książki.
„Oto krew moja” jest powieścią sensacyjną i co do tego nie ma wątpliwości, jednak książka jak łatwo zauważyć porusza pewne aspekty życia, które niejednokrotnie trudno w realnym świecie racjonalnie wytłumaczyć. Kędzierski nie eksponuje ich natrętnie, zachowuje wręcz równowagę między sensacją i elementami nadprzyrodzonymi. Utwór napisany jest w przystępny sposób, bez udziwnień i niepotrzebnych wtrąceń oraz zagmatwanych wątków czy zbędnych opisów. Pisarz stawia na akcję, a tej w książce jest bardzo dużo. Spiski i knowania, wielka polityka i religia, wybuchy, pościgi i strzelaniny, a to tylko wycinek tego, co może nas spotkać na kartach książki.
Historia, jaką snuje autor koncentruje się wokół byłego żołnierza, obecnie najemnika Andrzeja Sznajdera pseudonim Magnat, który otrzymuje dosyć nietypowe zlecenie. Nie chodzi tu bynajmniej nawet o to, co ma zrobić, ale kto jest zleceniodawcą. Kościół katolicki zwraca się do niego z misją o kluczowym znaczeniu. Sznajder musi bezpiecznie „dostarczyć” do Stolicy Apostolskiej pewną kobietę, która dzierży w swych rękach artefakt o wielkiej i przerażającej mocy. Mimo, że początkowo nie jest przekonany do tej roboty, szybko zmienia zdanie zważywszy na honorarium, jakie na niego czeka po wykonaniu zadaniu. Od tego momentu akcja rusza ostro do przodu, ani na chwilę nie zwalniając tempa. Przeciwnicy bynajmniej nie zostają w tyle i za wszelką cenę będą dążyć by go powstrzymać.
Kędzierski postawił na akcję, trzeba jednak zauważyć, że w książce znalazło się również miejsce na coś więcej niż tylko rozrywkę. Autor poprzez niektóre fragmenty daje do myślenia i pobudza Czytelnika. Dysputy prowadzone pomiędzy pasażerami na temat samego kościoła i innych spraw są dosyć interesujące. Co ciekawe żadna ze stron nie gloryfikuje, ani też nie krytykuje tej instytucji, ani tym bardziej na siłę nie próbuję przekonywać do swoich racji. Obie strony zdają się zajmować dosyć neutralne stanowisko. Taki zabieg pomaga w lepszym zrozumieniu historii i przesłanek, jakie stoją za obiema frakcjami.
Fabuła w książce jest taka, jaką powinna cechować powieść sensacyjna, dynamiczna, prosta i konkretna. Kolejne niespodziewane zwroty akcji, kilka naprawdę mocnych punktów przełomowych i specyficzna atmosfera, która razem z napięciem nie opuszcza ani na chwilę. Niektóre elementy mogą oczywiście razić, jak choćby szczęście towarzyszące głównemu bohaterowi czy dosyć banalne zakończenie. Warto zwrócić tu uwagę na Sznajdera, dosyć ciekawie nakreśloną postać, dosyć schematyczną, a jednak niezwykłą w swej prostocie. Były żołnierz, który został najemnikiem momentalnie zyskuje naszą uwagę i mimo lny szacunek. Osoba, która zyskała szacunek i respekt poprzez czyny, twardo stąpająca po ziemi, bezwzględna i niejednokrotnie brutalna, jeśli tego wymaga powodzenie misji, a do tego cyniczna.
Kędzierski postawił na akcję, trzeba jednak zauważyć, że w książce znalazło się również miejsce na coś więcej niż tylko rozrywkę. Autor poprzez niektóre fragmenty daje do myślenia i pobudza Czytelnika. Dysputy prowadzone pomiędzy pasażerami na temat samego kościoła i innych spraw są dosyć interesujące. Co ciekawe żadna ze stron nie gloryfikuje, ani też nie krytykuje tej instytucji, ani tym bardziej na siłę nie próbuję przekonywać do swoich racji. Obie strony zdają się zajmować dosyć neutralne stanowisko. Taki zabieg pomaga w lepszym zrozumieniu historii i przesłanek, jakie stoją za obiema frakcjami.
Fabuła w książce jest taka, jaką powinna cechować powieść sensacyjna, dynamiczna, prosta i konkretna. Kolejne niespodziewane zwroty akcji, kilka naprawdę mocnych punktów przełomowych i specyficzna atmosfera, która razem z napięciem nie opuszcza ani na chwilę. Niektóre elementy mogą oczywiście razić, jak choćby szczęście towarzyszące głównemu bohaterowi czy dosyć banalne zakończenie. Warto zwrócić tu uwagę na Sznajdera, dosyć ciekawie nakreśloną postać, dosyć schematyczną, a jednak niezwykłą w swej prostocie. Były żołnierz, który został najemnikiem momentalnie zyskuje naszą uwagę i mimo lny szacunek. Osoba, która zyskała szacunek i respekt poprzez czyny, twardo stąpająca po ziemi, bezwzględna i niejednokrotnie brutalna, jeśli tego wymaga powodzenie misji, a do tego cyniczna.
„Oto krew moja” to powieść z ciekawie zarysowaną intrygą, intrygująca, momentami dosyć kontrowersyjna, ale co ważne wciągająca i rewelacyjna historia. Miejmy nadzieję, że współpraca pomiędzy Fabryką Słów, a Markiem Kędzierskim będzie długa i owocna.
Przeczytana dawno temu i przyznam szczerze, że jako kolega po fachu nie popieram twojego zdania. Jak dla mnie ta książka była zbyt napakowana scenami akcji, których zakończenie łatwo było przewidzieć. Za to duży plus za zakończenie - na prawdę mnie zaskoczyło :-)
OdpowiedzUsuńZamierzam ją w przyszłości przeczytać, a twoja recenzja zachęciła mnie jeszcze bardziej:)
OdpowiedzUsuń