
Kiedy walczysz o przetrwanie nie patrzysz na środki i to, co oferuje ci los. Mając za towarzyszy Josephine, córkę człowieka, którego zlecono mu zabić oraz Kit, niematerialną istotę, którą tylko on widzi Caim musi stawić czoła nieznanemu i groźnemu przeciwnikowi, wspieranemu przez skorumpowanych strażników i bezlitosnego mordercę parającego się czarami. Polityczne intrygi i korupcja, magia i religia, pościgi po dachach i bezdrożach, potyczki w ciemnych zaułkach i walka na noże, sekret, który tylko czeka na odkrycie. Los czasami naprawdę potrafi zakpić z człowieka.
Jon Sprunk oddaje w ręce czytelników pierwszy tom przewrotnej i niesamowitej „Trylogii Cienia”, opowieści o zemście i poszukiwaniu sprawiedliwości, w której na nowo odżywa wszystko to, czym jest ‘magia i miecz’. „Syn Cienia” stanowi udaną mieszankę mrocznej fantasy i powieści przygodowej; to mocny i udany debiut, z oryginalnymi bohaterami, ciekawie nakreślonym światem oraz historią napakowaną akcją, która momentalnie wciąga. Styl autora to jeden z niewątpliwych plusów książki i powód, dla którego książka tak dobrze się czyta. Autor wykorzystał dosyć popularne i często używane motywy – dama w opresji, wielka polityka i dworskie intrygi, bohater, który przechodzi przemianę. Sprunk robi to jednak w taki sposób by wyciągnąć z nich to, co najlepsze i przekształcić według własnego uznania i pomysłu, dzięki czemu otrzymaliśmy porywającą, zabawną i wstrząsająca historię.
„Syn Cienia” to pozycja napisana w sposób sprawny i bezpretensjonalny, nastawiona na przedstawienie historii, którą autor miał w zamyśle i nic poza tym. Fabuła i sposób prowadzenia narracji jest przemyślany, a sama akcja ze swoimi przewrotami i przełomami jest wartka i nieustannie trzyma w napięciu. Pomagają w tym dobrze skonstruowane dialogi okraszone szczyptą czarnego humoru i dopełnione niesamowitymi oraz wymownymi opisami. Wspaniałe i dające niesamowite wrażenie sceny potyczek i starć to jeden z atutów prozy Sprunka, który potrafi przedstawić je w sposób niebywale barwny i obrazowy, dzięki czemu w trakcie lektury pobudzają wyobraźnię i dostarczają niemałych wrażeń. Szczególnie widoczne jest to, gdy na scenie pokazuje się Caim, ze swoim umiejętnościami manipulowania cieniem bądź Levictus. Zdarzają się niestety sceny zbędne i niepotrzebne, które do fabuły tak naprawdę nie wnoszą nic i spokojnie można je było pominąć – na szczęście jest ich niewiele.
Dobra opowieść potrzebuje intrygujących bohaterów, których łatwo można polubić, a nawet utożsamić się. W książce znajdziemy kilka takich osób, choć może nie oryginalnych, ale nadal interesujących. Caim, główny protagonista nie jest bohaterem, raczej antybohaterem, prześladowany przez duchy przeszłości i pewną istotę, dzięki której tylko zachował resztki człowieczeństwa. Postać na swój sposób ciekawa i dynamiczna, naznaczona przez los i pochodzenie, które musi zaakceptować by osiągnąć swój potencjał. Podobnie jest z żeńską bohaterką, Josephine, bogatą i rozpuszczoną dziewczyną, która splata swe losy z zabójców, nie przeczuwając, że ta decyzja zmieni jej życie diametralnie. Nie sposób zapomnieć o Kit, wiernej towarzyszce Caima, będącej równocześnie jego głosem rozsądku – postaci, o której tak naprawdę niewiele wiemy, ale co mam nadzieję zostanie nadrobione w kolejnym tomie. Postać, która niewątpliwie rozładowuje niepotrzebne napięcie i ujmuje swoją osobą.
Początek „Trylogii Cienia” to moje pierwsze spotkanie z książkami wydawanymi przez Papierowy Księżyc i muszę przyznać, że jest to spotkanie udane. Wykonanie zasługuje na pochwałę, całość zebrana na niecałych czterystu stronach jest przejrzysta, z idealnie dobraną czcionką i dobrze rozmieszczonymi odstępami pomiędzy wersami oraz akapitami. Duży plus dla wydawnictwa za zachowanie oryginalnej okładki.
Lektura „Syna Cienia” trzymała mnie w swych objęciach sporą część wieczora i kawałek nocy, ani na chwilę nie pozwalając się od niej oderwać. Każdy skończony rozdział tylko „zmuszał” do dalszego czytania i przewracania kolejnych stron, a wszystko przez ich zakończenia, emocjonujące i zaskakujące, które tylko obiecywały jeszcze więcej akcji i rozrywki. Powieściowy debiut Sprunka to pozycja, która pomimo swej schematyczności jest ciekawą propozycją dla miłośników literatury przygodowej i fantastycznej. Książka napisana prostym i zrozumiałym językiem jest zajmująca i dostarcza niemało rozrywki, a czas przy niej spędzony powinien minąć w przyjemnej atmosferze.
„Syn Cienia” to pozycja napisana w sposób sprawny i bezpretensjonalny, nastawiona na przedstawienie historii, którą autor miał w zamyśle i nic poza tym. Fabuła i sposób prowadzenia narracji jest przemyślany, a sama akcja ze swoimi przewrotami i przełomami jest wartka i nieustannie trzyma w napięciu. Pomagają w tym dobrze skonstruowane dialogi okraszone szczyptą czarnego humoru i dopełnione niesamowitymi oraz wymownymi opisami. Wspaniałe i dające niesamowite wrażenie sceny potyczek i starć to jeden z atutów prozy Sprunka, który potrafi przedstawić je w sposób niebywale barwny i obrazowy, dzięki czemu w trakcie lektury pobudzają wyobraźnię i dostarczają niemałych wrażeń. Szczególnie widoczne jest to, gdy na scenie pokazuje się Caim, ze swoim umiejętnościami manipulowania cieniem bądź Levictus. Zdarzają się niestety sceny zbędne i niepotrzebne, które do fabuły tak naprawdę nie wnoszą nic i spokojnie można je było pominąć – na szczęście jest ich niewiele.
Dobra opowieść potrzebuje intrygujących bohaterów, których łatwo można polubić, a nawet utożsamić się. W książce znajdziemy kilka takich osób, choć może nie oryginalnych, ale nadal interesujących. Caim, główny protagonista nie jest bohaterem, raczej antybohaterem, prześladowany przez duchy przeszłości i pewną istotę, dzięki której tylko zachował resztki człowieczeństwa. Postać na swój sposób ciekawa i dynamiczna, naznaczona przez los i pochodzenie, które musi zaakceptować by osiągnąć swój potencjał. Podobnie jest z żeńską bohaterką, Josephine, bogatą i rozpuszczoną dziewczyną, która splata swe losy z zabójców, nie przeczuwając, że ta decyzja zmieni jej życie diametralnie. Nie sposób zapomnieć o Kit, wiernej towarzyszce Caima, będącej równocześnie jego głosem rozsądku – postaci, o której tak naprawdę niewiele wiemy, ale co mam nadzieję zostanie nadrobione w kolejnym tomie. Postać, która niewątpliwie rozładowuje niepotrzebne napięcie i ujmuje swoją osobą.
Początek „Trylogii Cienia” to moje pierwsze spotkanie z książkami wydawanymi przez Papierowy Księżyc i muszę przyznać, że jest to spotkanie udane. Wykonanie zasługuje na pochwałę, całość zebrana na niecałych czterystu stronach jest przejrzysta, z idealnie dobraną czcionką i dobrze rozmieszczonymi odstępami pomiędzy wersami oraz akapitami. Duży plus dla wydawnictwa za zachowanie oryginalnej okładki.
Lektura „Syna Cienia” trzymała mnie w swych objęciach sporą część wieczora i kawałek nocy, ani na chwilę nie pozwalając się od niej oderwać. Każdy skończony rozdział tylko „zmuszał” do dalszego czytania i przewracania kolejnych stron, a wszystko przez ich zakończenia, emocjonujące i zaskakujące, które tylko obiecywały jeszcze więcej akcji i rozrywki. Powieściowy debiut Sprunka to pozycja, która pomimo swej schematyczności jest ciekawą propozycją dla miłośników literatury przygodowej i fantastycznej. Książka napisana prostym i zrozumiałym językiem jest zajmująca i dostarcza niemało rozrywki, a czas przy niej spędzony powinien minąć w przyjemnej atmosferze.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu:
Książka do kupienia w promocyjnych cenach w księgarni:
Łoo, jakoś tu inaczej się zrobiło - tak... niebiesko?;)
OdpowiedzUsuńKsiążka zapowiada się ciekawie, lubię stare motywy podlane sosem świeżego debiutu :]
Podoba mi się , jak wpadnie mi w ręce to przeczytam :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę pierwsze spotkanie z PK? No ładnie! Czas nadrobić zaległości :)
OdpowiedzUsuńA co do Syna Cienia - myślę, że się nawet kiedyś na tę lekturę skuszę. Ale to dopiero w nieco dalszej przyszłości.
Czytałam i bardzo mi się podobała :) Ładnie tutaj u Ciebie ;D
OdpowiedzUsuńMam co raz większą ochotę na tę powieść. Koniecznie muszę się za nią rozejrzeć :)
OdpowiedzUsuń