Od czasu do czasu natrafiam na książkę, czy też cykl książek, który wyrywa mi dywan spod nóg, po czym wymierza mi swoją genialnością celny cios między oczy i mówi: 'Kochasz mnie!', a ja, biedny, nie mogę zrobić nic innego, jak tylko skwapliwie przytaknąć: 'Kocham! Kocham nad życie!'.
Mark Hodder przedstawia przygody królewskiego agenta, sir Richarda Burtona i jego partnera, Algeorna Swinburne'a w wyprawie w Góry Księżycowe. Mamy rok 1863 a historia, którą znamy z podręczników potoczyła się inaczej. Pojawienie się Skaczącego Jacka rozpoczęło serię zdarzeń, swoistą reakcję łańcuchową, która wkrótce doprowadzi do niszczycielskiej wojny światowej. Burton jest jednym z niewielu ludzi wiedzących, że kierunek rozwoju świata został zmieniony. Wszystko jest nie tak, jak powinno. Przeszłość, przyszłość i teraźniejszość zdają się nagle coraz mniej pewne, a stawka w tej grze jest coraz większa.
Lord Palmerston, premier Imperium Brytyjskiego, chce wygrać zbliżającą się wojnę za wszelką cenę, a pomóc mu w tym mają zebrane razem Oczy Naga. Wysyła agenta królewskiego do Afryki po trzeci, ostatni kamień. Burton ma w tym wszystkim swój ukryty cel, gdyż wyprawa w Góry Księżycowe to dla niego kolejna szansa na odnalezienie źródeł Nilu. Z pomocą Algernona Swinburne'a i grupy oryginalnych bohaterów musi wykonać zleconą mu misję zanim będzie za późno. Nie będzie to takie łatwe jak przypuszczał; John Hanning Speke, były przyjaciel, teraz współpracujący z Prusakami, nie zamierza po prostu zrezygnować. Finałowa konfrontacja zaważy na losach świata, a Burtonowi przyjdzie się zmierzyć z osobnikiem, od którego to wszystko się zaczęło. Tylko czy można naprawić historię, nie pogarszając jej jeszcze bardziej?
„Wyprawa w Góry Księżycowe”, trzecia odsłona cyklu „Burton i Swinburne” autorstwa Marka Hoddera stanowi bezpośrednią kontynuację wydarzeń z dwóch poprzednich książek. Alternatywny obraz wiktoriańskiej Anglii, w której wszystko poszło na opak za sprawą jednego ambitnego podróżnika w czasie. Kawałek solidnie i umiejętnie napisanej powieści, w której znajdziemy wszystko to, co ważne dla steampunka. Świetna narracja, inteligentne i sprawne połączenie podróży w czasie, zderzenia kultur, niesamowitych wynalazków oraz postaci z kart podręczników, które nagle znalazły się w całkiem innych rolach i położeniu. Niektóre w dosyć zaskakującym i niespodziewanym.
Książka podzielona jest na dwa główne wątki czy też raczej opowieści, których bohaterem jest ta sama osoba, jednak przebywająca w dwóch różnych czasach. Oddzielnie i naprzemiennie prowadzone, początkowo mogą zmylić czytelnika, ale z czasem wyłania się przed nami przyczynowo-skutkowy obraz, momentami przerażający i mało przyjemny. Z jednej strony śledzimy ekspedycję prowadzoną przez królewskiego agenta, pełną niebezpieczeństw, lepszych i gorzkich chwil. Z drugiej przenosimy się czterdzieści lat do przodu, do zniszczonej wojną Afryki, w której cierpiący na szczątkową amnezję Burton obserwuje skutki swoich działań. Bohater musi postarać się nie zwariować, zachować zdrowie psychiczne, przetrwać i nie poddać się. Nie będzie łatwo, są siły, dla których nasz podróżnik jest ważnym pionkiem. Autor nie oszczędza nikogo i nie waha poświęcić niektórych postaci, nawet tych kluczowych, na ołtarzu sprawy.
Świat wykreowany przez Hoddera, wypełniony parą i postępem technicznym na niespotykaną skalę, w tym tomie zyskuje kolejne, nowe elementy. Fauna i flora genetycznie zmodyfikowana na potrzeby ludzi i ich codziennego życia może pomagać, ale i stanowić idealną broń na polu walki. Widać to w tworach, jakich używają Prusacy, makabrycznych i groteskowych. Autorowi udało się to umiejętnie wpleść w atmosferę tamtych czasów. Można łatwo zauważyć, że przygotował się bardzo dobrze do pisania. Stworzony przez niego obraz jest dopracowany, przemyślany i wiarygodny oraz klimatyczny. Nie tylko przedstawia życie w mieście, ale i problemy, jakie niesie ze sobą podróż po afrykańskich bezdrożach i wszystko, co z nią związane. Daje to pełniejszy obraz i pozwala lepiej wczuć się w całą opowieść.
Trzeci tom utrzymuje poziom poprzednich, potwierdzając umiejętności pisarskie Hoddera i zdolność do kreowania zaskakujących historii. Zręcznie nakreślona fabuła jest wyważona i trzyma w napięciu do końca. Autor stosuje dobre tempo, nie pogania wydarzeń ani nich zbytnio nie spowalnia. Mnogość wątków, punktów widzenia i linii czasowych z początku może wprowadzać trochę zamętu i wrażenia bezcelowości, ale z czasem autor przeplata wszystko ze sobą i łączy w spójną całość. Mamy specyficzny klimat, momentami mroczną atmosferę i mnóstwo emocjonujących momentów. Ciekawym zabiegiem jest wykorzystanie dzieł Swinburne'a i włączenie ich do fabuły. „Wyprawa…” nie tylko pozwala przyjemnie spędzić czas, ale i pobudza do myślenia, stawiania konkretnych pytań na temat życia, relacji pomiędzy jednostkami, zabawy z czasem oraz tym, czym jest wojna.
Miłośnicy twórczości Hoddera będą zadowoleni z lektury. Szpiedzy, sabotaż, statki powietrzne, pełna przygód podróż przez kontynent, starcia i potyczki. W książce dzieje się dużo, strony same się przewracają i nie można narzekać na nudę, a zakończenie jest satysfakcjonujące oraz niespodziewane. Książka, po której po prostu chce się więcej. Dobrze, że nie jest to ostatnie spotkanie z królewskim agentem i jego pomocnikiem.
~ Elitist Book Reviews
Mark Hodder przedstawia przygody królewskiego agenta, sir Richarda Burtona i jego partnera, Algeorna Swinburne'a w wyprawie w Góry Księżycowe. Mamy rok 1863 a historia, którą znamy z podręczników potoczyła się inaczej. Pojawienie się Skaczącego Jacka rozpoczęło serię zdarzeń, swoistą reakcję łańcuchową, która wkrótce doprowadzi do niszczycielskiej wojny światowej. Burton jest jednym z niewielu ludzi wiedzących, że kierunek rozwoju świata został zmieniony. Wszystko jest nie tak, jak powinno. Przeszłość, przyszłość i teraźniejszość zdają się nagle coraz mniej pewne, a stawka w tej grze jest coraz większa.
Lord Palmerston, premier Imperium Brytyjskiego, chce wygrać zbliżającą się wojnę za wszelką cenę, a pomóc mu w tym mają zebrane razem Oczy Naga. Wysyła agenta królewskiego do Afryki po trzeci, ostatni kamień. Burton ma w tym wszystkim swój ukryty cel, gdyż wyprawa w Góry Księżycowe to dla niego kolejna szansa na odnalezienie źródeł Nilu. Z pomocą Algernona Swinburne'a i grupy oryginalnych bohaterów musi wykonać zleconą mu misję zanim będzie za późno. Nie będzie to takie łatwe jak przypuszczał; John Hanning Speke, były przyjaciel, teraz współpracujący z Prusakami, nie zamierza po prostu zrezygnować. Finałowa konfrontacja zaważy na losach świata, a Burtonowi przyjdzie się zmierzyć z osobnikiem, od którego to wszystko się zaczęło. Tylko czy można naprawić historię, nie pogarszając jej jeszcze bardziej?
„Wyprawa w Góry Księżycowe”, trzecia odsłona cyklu „Burton i Swinburne” autorstwa Marka Hoddera stanowi bezpośrednią kontynuację wydarzeń z dwóch poprzednich książek. Alternatywny obraz wiktoriańskiej Anglii, w której wszystko poszło na opak za sprawą jednego ambitnego podróżnika w czasie. Kawałek solidnie i umiejętnie napisanej powieści, w której znajdziemy wszystko to, co ważne dla steampunka. Świetna narracja, inteligentne i sprawne połączenie podróży w czasie, zderzenia kultur, niesamowitych wynalazków oraz postaci z kart podręczników, które nagle znalazły się w całkiem innych rolach i położeniu. Niektóre w dosyć zaskakującym i niespodziewanym.
Książka podzielona jest na dwa główne wątki czy też raczej opowieści, których bohaterem jest ta sama osoba, jednak przebywająca w dwóch różnych czasach. Oddzielnie i naprzemiennie prowadzone, początkowo mogą zmylić czytelnika, ale z czasem wyłania się przed nami przyczynowo-skutkowy obraz, momentami przerażający i mało przyjemny. Z jednej strony śledzimy ekspedycję prowadzoną przez królewskiego agenta, pełną niebezpieczeństw, lepszych i gorzkich chwil. Z drugiej przenosimy się czterdzieści lat do przodu, do zniszczonej wojną Afryki, w której cierpiący na szczątkową amnezję Burton obserwuje skutki swoich działań. Bohater musi postarać się nie zwariować, zachować zdrowie psychiczne, przetrwać i nie poddać się. Nie będzie łatwo, są siły, dla których nasz podróżnik jest ważnym pionkiem. Autor nie oszczędza nikogo i nie waha poświęcić niektórych postaci, nawet tych kluczowych, na ołtarzu sprawy.
Świat wykreowany przez Hoddera, wypełniony parą i postępem technicznym na niespotykaną skalę, w tym tomie zyskuje kolejne, nowe elementy. Fauna i flora genetycznie zmodyfikowana na potrzeby ludzi i ich codziennego życia może pomagać, ale i stanowić idealną broń na polu walki. Widać to w tworach, jakich używają Prusacy, makabrycznych i groteskowych. Autorowi udało się to umiejętnie wpleść w atmosferę tamtych czasów. Można łatwo zauważyć, że przygotował się bardzo dobrze do pisania. Stworzony przez niego obraz jest dopracowany, przemyślany i wiarygodny oraz klimatyczny. Nie tylko przedstawia życie w mieście, ale i problemy, jakie niesie ze sobą podróż po afrykańskich bezdrożach i wszystko, co z nią związane. Daje to pełniejszy obraz i pozwala lepiej wczuć się w całą opowieść.
Trzeci tom utrzymuje poziom poprzednich, potwierdzając umiejętności pisarskie Hoddera i zdolność do kreowania zaskakujących historii. Zręcznie nakreślona fabuła jest wyważona i trzyma w napięciu do końca. Autor stosuje dobre tempo, nie pogania wydarzeń ani nich zbytnio nie spowalnia. Mnogość wątków, punktów widzenia i linii czasowych z początku może wprowadzać trochę zamętu i wrażenia bezcelowości, ale z czasem autor przeplata wszystko ze sobą i łączy w spójną całość. Mamy specyficzny klimat, momentami mroczną atmosferę i mnóstwo emocjonujących momentów. Ciekawym zabiegiem jest wykorzystanie dzieł Swinburne'a i włączenie ich do fabuły. „Wyprawa…” nie tylko pozwala przyjemnie spędzić czas, ale i pobudza do myślenia, stawiania konkretnych pytań na temat życia, relacji pomiędzy jednostkami, zabawy z czasem oraz tym, czym jest wojna.
Miłośnicy twórczości Hoddera będą zadowoleni z lektury. Szpiedzy, sabotaż, statki powietrzne, pełna przygód podróż przez kontynent, starcia i potyczki. W książce dzieje się dużo, strony same się przewracają i nie można narzekać na nudę, a zakończenie jest satysfakcjonujące oraz niespodziewane. Książka, po której po prostu chce się więcej. Dobrze, że nie jest to ostatnie spotkanie z królewskim agentem i jego pomocnikiem.
Recenzja zachęca do przeczytania.
OdpowiedzUsuńBardzo podobały mi się dwie poprzednie części, natomiast trzecia jest dobra, ale trochę już moim zdaniem zatraciła ducha steampunku.To już nie to samo, brakowało mi więcej wiktoriańskiej Anglii i zwłaszcza sceny afrykańskie nieco mnie nużyły.
OdpowiedzUsuńNa książkę mam wielką ochotę, ale nie przeczytałam jeszcze poprzednich części. Muszę się za nie zabrać :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że właśnie na coś takiego mam ochotę- na książkę pełną przygód i zwrotów akcji. Być może zabiorę się za czytanie 1-szej części :)
OdpowiedzUsuń