Wywiad został przeprowadzony dla Kawerny.
Jarosław Machura: Sir Francis Burton był wyjątkową jednostką, która żyła pełnią życia. Fawn M. Brodie napisała o nim: prawdziwy człowiek Renesansu. Żołnierz, odkrywca, poeta, tłumacz, etnolog i wiele więcej. Dlaczego to właśnie jego wybrałeś na głównego bohatera? Co czyni go tak wyjątkowym dla Ciebie i Twoich książek?
Mark Hodder: Myślę, że Burton posiadał silne poczucie, że właściwie nie należał do jednego miejsca czy roli. Spędził całe swe dzieciństwo podróżując po całej Europie z rodzicami, którzy byli bardzo niespokojni i nigdy nie przebywali zbyt dużo czasu w jednym miejscu. Gdy w końcu powrócił do Anglii, aby rozpocząć studia na Oxfordzie, czuł się jak obcy w nieznanej krainie. Nie rozumiał brytyjskich manier, a Brytyjczycy nie rozumieli jego samego. Spodobała mi się idea osoby, która może zobaczyć własną kulturę z perspektywy człowieka z zewnątrz. Chciałem, aby mój bohater był emocjonalnie oddzielony i odizolowany. Wpasowało się to w wymóg, że będzie on pierwszą osobą, która zauważy, że coś jest nie tak z tym światem; że historia wymyka się spod kontroli. Uważam również, że Burton zmagał się z poczuciem własnego ja, z tożsamością. Dzięki temu był fascynującym człowiekiem, którego wyzwania i osobisty rozwój może być poznawany w trakcie lektury całego cyklu „Burton i Swinburne”
JM: Nie jesteś pierwszym pisarzem, który uczynił Sir Francisa Burtona swoim głównym bohaterem. Czy znasz prace Philipa Jose Farmera?
MH: Jestem wielkim fanem twórczości Farmera. W rzeczywistości jego cykl „Świat Rzeki”, jako pierwszy przedstawił mi postać Burtona gdy miałem 12 lat. Odkąd go przeczytałem, Burton stał się moją obsesją i zacząłem czytać wszelkie jego biografie. Gdy zdecydowałem, że głównym protagonistą w mojej książce będzie prawdziwy człowiek epoki wiktoriańskiej, było dla mnie całkiem normalne, że ta rola przypadnie właśnie Burtonowi.
JM: Twoje książki kategoryzuje się jako steampunk. Jakie jest twoje zdanie na temat tego gatunku i co czyni go tak wyjątkowym dla Ciebie?
MH: Szczerze powiedziawszy, tak naprawdę nie wiedziałem za dużo na temat steampunku i nie byłem świadomy, że go pisałem, uświadomiłem to sobie dopiero będąc w połowie „Dziwnej sprawy Skaczącego Jacka”. Teraz, gdy już to wiem, widzę ten gatunek jako okazję to rozwijania niektórych głębokich problemów, z jakimi zmaga się Zachód: kwestie tożsamości kulturowej, pytania związane z niesprawiedliwością, która wzrasta wraz z powiększaniem się społeczeństw, problematykę prymatu gospodarki nad jednostką. Są to bardzo istotne pytania w momencie, w którym według mnie określone kraje Unii Europejskiej próbują narzucić wspólne przepisy w całej Europie, nie patrząc na kulturę, tradycje, lokalne preferencje czy nawet (i to jest bardzo istotne dla Hiszpanii, gdzie mieszkam) warunki klimatyczne. To, co może być odpowiednie dla północnych terytoriów, niekoniecznie nadaje się dla południa, dlatego unifikacja przepisów jest krótkowzroczna i niebezpiecznie bliska dyktatury. Zdałem sobie sprawę, że steampunk jest idealnym gatunkiem do rozważania bieżących spraw. To powiedziawszy, odkryłem również, że wielu autorów steampunkowych ignoruje podobne pytania i nie robi nic poza cieszeniem się obyczajami, technologią i przekonaniami z przeszłości, co uważam za zmarnowaną okazję.
JM: Skąd wziąłeś pomysł na pierwszą książkę? Czy planowałeś napisanie trylogii?
MH: Pewnego popołudnia wydawca zapytał, czy mam jakieś pomysły na powieść i skłamałem mówiąc Tak. Następnie poprosił, żebym przesłał mu jej szczegóły następnego ranka. Byłem w ciężkim położeniu. Musiałem stworzyć cokolwiek w ciągu jednej nocy. Zapytałem siebie, jaki rodzaj książek kocham czytać. Odpowiedzią były książki o Sherlocku Holmesie i powieści science-fiction. Pomyślałem, że napiszę sci-fi w epoce wiktoriańskiej. Co z głównym bohaterem? Wtedy przypomniałem sobie, jak opętany byłem postacią Burtona i pomyślałem: Skoro P.J. Farmer go wykorzystał, dlaczego i ja nie mogę? Burton stał się więc moim Holmesem. Kto będzie Watsonem? Pamiętałem, że Burton i Swinburne byli przyjaciółmi, okazało się, że takie połączenie jest zabawne i po prostu muszę z niego skorzystać. Wreszcie, kto będzie czarnym charakterem? Ponieważ używałem prawdziwych postaci z wiktoriańskiej Anglii jako tych dobrych, potrzebowałem również opartego na rzeczywistości przeciwnika. Kiedy odkryłem raporty na temat Skaczącego Jacka, wiedziałem, że będzie doskonały jako antagonista Burtona. Jedynym problemem był fakt, że ataki Skaczącego Jacka miały miejsce, gdy Burton był jeszcze dzieckiem. Tylko dzięki podróży w czasie mogłem połączyć ich losy. W momencie, gdy sobie to uświadomiłem, miałem moją powieść. Nakreśliłem pomysł, napisałem krótkie opowiadanie, w którym przedstawiłem postacie i z samego rano wysłałem wszystko do wydawcy. Po południu miałem umowę na książkę. „Dziwna sprawa Skaczącego Jacka” stała się moją pierwszą powieścią. Nie wyobrażałem sobie, że będzie to początek serii, ale kiedy nadszedł czas, aby napisać kolejną książkę, zdałem sobie sprawę, że w tej historii nie wszystko zostało jeszcze opowiedziane.
JM: Podróże w czasie to popularny, ale też trudny temat, pełen niespodzianek i pułapek. Dlaczego wybrałeś je jako temat swojej pierwszej książki? Czy w trakcie pisania miałeś jakieś problemy?
MH: Jak wspomniałem już wcześniej, podróż w czasie była jedyną rzeczą, która mogła doprowadzić do spotkania Burtona i Skaczącego Jacka. Moja rada dla każdego nowego pisarza science-fiction to: nie pisz o podróży w czasie! To bardzo stresujące. W każdej scenie, którą piszesz, musisz pytać sam siebie, czy podróżnik w czasie może rozwiązać dany problem, po prostu cofając się w czasie. Po wielu zmaganiach zrozumiałem w końcu, że mogę wykorzystać na swoją korzyść moje wątpliwości poprzez sprawienie, żeby Skaczący Jack robił następującą rzecz: za każdym razem, gdy próbuje naprawić problem poprzez podróż do przeszłości, pogarsza tylko sytuację. Ta metoda okazała się bardzo przydatna przy kreowaniu go na sympatycznego bohatera. Wszystko, co chciał zrobić, to wrócić do domu, do żony na kolację, ale im bardziej się stara, tym coraz więcej rzeczy zmienia w Imperium Brytyjskim.
JM: Jaki jest Twój ulubiony okres w historii? Czy chciałbyś żyć w innym czasie lub może cofnąć się do przeszłości i spotkać kogoś sławnego?
MH: Mam trzy ulubione okresy historyczne. Pierwszy, który chciałbym odwiedzić, to epoka wiktoriańska. Aczkolwiek nie chciałbym zostać tam na stałe. Opieka zdrowotna w tamtych czasach była okropna! Drugi to okres pomiędzy 1900 i 1914 rokiem, który był wypełniony rasizmem i strachem przed szpiegami i dziwnym rodzajem brytyjskości, który fascynuje mnie i odpycha jednocześnie. Ponownie, chciałbym przeprowadzić badania, ale nie zostawać na dłużej. Po trzecie, chciałbym wrócić do lat 60 ubiegłego wieku, które przeżyłem jako dziecko. Chciałbym odwiedzić je jako dorosły (najlepiej z długimi hipisowskimi włosami, a nie z łysiną!), usłyszeć po raz pierwszy muzykę tamtych lat i podzielać radość tego całego optymizmu. Jeśli chodzi o spotykanie sławnych osób, jestem na tyle szczęśliwy, że spotkałem sporo z nich w trakcie mojej ostatniej pracy w radiu i BBC, ale jeśli chodzi o podróż do przeszłości to jest ich wiele. Oczywiście Burton i Swinburne, ale myślę, że bardziej ciągnie mnie do dziwnych i zakręconych ludzi niż wielkich postaci. Byłoby wspaniale porozmawiać z Winstonem Churchillem, ale czy nie było bardziej interesujące spotkać Adolfa Hitlera, posłuchać tego, co ma do powiedzenia, a następnie uderzyć go naprawdę mocno w twarz?
JM: W twoich książkach znajdziemy wiele autentycznych postaci historycznych. Sam szukałem informacji o niektórych z nich w Internecie, aby dowiedzieć się więcej. Jedna rzecz, która mnie ciekawi to fakt, że nie wszystkie z nich w twoich książkach to postacie pozytywne. Czy trudno było uczynić je częścią twojej historii?
MH: Było trudne. Ludzie tacy jak Karol Darwin są dla mnie niesamowici. Początkowo czułem się bardzo winny temu,jak niektóre z nich są traktowane w książce, ale postarałem się im za to zadośćuczynić w późniejszych powieściach. Ponadto, jeśli wyślę niektórych czytelników do Google czy Wikipedii, aby dowiedzieli się o nich więcej, to czuję, że moje zbrodnie są uzasadnione. Najważniejsze jest jednak to, że przez tych bohaterów zadaję pytanie: jeśli okoliczności życia mężczyzny lub kobiety byłyby inne, to czy stali by się oni inną osobą? Jest to bardzo ważne, bo to my jesteśmy tymi, którzy tworzą okoliczności, z którymi inni ludzie mają do czynienia.
JM: Twoje wersja epoki wiktoriańskiej jest niesamowita i inspirująca, złożona i dobrze przemyślana. Czy miałeś jakieś problemy, gdy kreśliłeś swoją wizję?
MH: Nie bardzo. Budowanie alternatywnego świata to przede wszystkim rozważanie każdego aspektu naszego realnego świata i zadawanie sobie pytania „co było gdyby?”. Alternatywna historia, którą stworzyłem, była bardziej szczegółowa poza powieścią niż w niej samej. Musiałem pamiętać, że moi bohaterowie żyli w zawiłym i skomplikowanym środowisku, ale nie znaczy to, że każda część tego życia musiała być opisana w książce.
JM: Patrząc na historyczne elementy twoich książek dochodzi się do wniosku, że ich tworzenie musiało zawierać elementy pracy badawczej. Skąd czerpałeś informacje potrzebne do pisania?
MH: Biografie, powieści wiktoriańskie, pisma Burtona, Wikipedia i inne strony, obserwacja, analiza, refleksje.
JM: Każda z Twoich książek ma niesamowitą okładkę. Którą z nich lubisz najbardziej?
MH: Jon Sullivan, autor ilustracji okładkowych, mieszka w Londynie, dosyć blisko miejsca, w którym żyłem zanim wyprowadziłem się do Hiszpanii. To prawdziwy geniusz. Myślę, że moją ulubioną jest okładka z drugiego tomu, „Zadziwiającej sprawy Nakręcanego człowieka”, bardzo dynamiczna i emocjonująca. Okładka piątej części cyklu, „The Return of The Discontinued Man”, również jest bardzo, bardzo dobra.
JM: W jaki sposób poleciłbyś swoje książki osobom, które nie miały z nimi dotąd styczności?
MH: Cykl „Burtona i Swinburne'a” opowiada historię ludzi, którzy istnieją w historii, która potoczyła się w złym kierunku; jest to opowieść o jednostkach, których działania mają nieoczekiwane konsekwencje i których świat wymyka się spod kontroli. To historie o rozwoju, zarówno osobistym, jak i uniwersalnym, i wpływie, jaki my, jednostki, możemy mieć na środowisko. Historie o dążeniu człowieka do znalezienia miejsca, do którego należy.
JM: Czy spodziewałeś się, że Twoje książki będą tak popularne i że otrzymasz nagrodę Philipa K. Dicka?
MH: Każdy autor, który oczekuje sukcesu, ma urojenia. Wybranie kariery pisarza jest dość blisko do wyboru porażki, bo smutna prawda jest taka, że bardzo niewiele osób, które mają zdolność do pisania powieści, rzeczywiście dostaje ofertę od wydawnictwa, a z tych, którym się to udaje większość nie może otrzymać godziwego wynagrodzenia. Byłem bardzo, bardzo szczęśliwy. Wygranie Nagrody Philipa K. Dicka było najbardziej niesamowitą rzeczą, jaka mi się przytrafiła. Żeby moja debiutancka powieść została dostrzeżona w ten sposób – to był sen początkujący nową karierę.
JM: Twój blog zawiera ciekawe treści. Wiem, o czym jest cykl „Burton i Swinburne”, ale kim jest Macallister Fogg i Sexton Blake? Czy możesz zdradzić coś na temat tych postaci?
MH: Sexton Blake był fikcyjnym detektywem stworzonym w 1894 roku, jako zamiennik dla Sherlocka Holmesa. Bardzo szybko jednak przekształcił się w coś zupełnie innego, swoistą mieszankę Holmesa i Indiany Jonesa, i w pewnym sensie w poprzednika Batmana. Pomiędzy 1894 i 1978, ponad 200 autorów napisało ok. 5000 tekstów o Blake'u, ale niewiele z nich jest jeszcze dostępnych w druku, a sama postać jest głównie zapomniana. Zbieram te historie i mam własną stronę internetową, Blakiana (która obecnie jest w trakcie przebudowy), gdzie staram się uczcić i przejrzeć wszystkie te fantastyczne opowieści.
Macallister Fogg to postać steampunkowa, którą stworzyłem na potrzeby czwartego tomu cyklu „Burton i Swinburne” („The Secret of Abdu El Yezdi”) i o której zacząłem pisać krótkie opowiadania. Są one w tej chwili dostępne tylko jako ebooki. Planuję w sumie 12 tekstów, do tej pory napisałem trzy. Są to: „The Master Mummer's Mummy”, „Great Great Great (And So Forth) Uncle Dragoslav” and „The Hetrodythermaline Highwayman”. Fogg to wynalazca i detektyw i trochę idiota!
JM: Co możesz powiedzieć o swojej drugiej książce „A Red Sun Also Rises”? Co było inspiracją do napisania powieści o Marsie? Muszę przyznać, że jestem wielkim fanem twórczości Edgara Rice'a Burroughsa i jego cyklu „Barsoom”. Kiedy usłyszałem o twojej książce, kupienie jej było tylko kwestią czasu.
MH: „Księżniczka Marsa” Burroughsa była książką, która gdy miałem 11 lat przekonała mnie, że chciałem być pisarzem. Książka „A Red Sun Also Rises” została napisana jako hołd dla Burroughsa. Ma podobną ideę, bohaterowie zostają przetransportowani na obcą planetę, ale jest to bardziej zmodernizowana forma, co daje jej większą psychologiczną głębię, niż Burrougs kiedykolwiek potrzebował stworzyć. Nadal ma coś ze steampunku, ale wszystko poszło w całkiem innym kierunku. To była zaskakująco trudna do napisania książka, ponieważ jest to pierwsza powieść bez Burtona i Swinburne’a, ale jest to również książka, z której jestem bardzo dumny, ponieważ jest inna od tego, o czym inni pisarze teraz piszą.
JM: Czy masz już jakieś plany związane z tym, czym zajmiesz po zakończeniu aktualnego cyklu?
MH: Tak, mam zaplanowany nowy cyklu i to taki, który w głównej mierze zainspirowany został moją wizytą w Polsce, w tym roku. Nie mogę opisać, w jaki sposób doszło do tej inspiracji, bo wciąż staram się sam to sobie uświadomić, ale jestem podekscytowany i nie mogę doczekać się, kiedy zacznę!
JM: Jakie książki podobne gatunkowo do twoich możesz polecić?
MH: Książki z cyklu „Newbury & Hobbs” autorstwa George’a Manna są fantastyczne. Czysta steampunkowa przyjemność!
JM: Dziękuję za wywiad!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz