czwartek, 9 lipca 2020

Recenzja: Upiór w ruderze - Andrzej Pilipiuk

Trzy niezbyt rozgarnięte dziewoje, nudne popołudnie i zdobyczna szwedzka armata. Czy coś może pójść nie tak? To więcej niż pewne, bo panienki kończą żywot z rozmachem i prawdziwym rozrzutem, dosłownie. Nagroda Darwina gwarantowana. Życie pozagrobowe zapowiada się mało przyjemnie. Oddelegowane do aresztu domowego, muszą spędzić kolejne 500 lat, by odpokutować przeszłe czyny i przy okazji spełnić dobry uczynek. Liszkowo i okolice staną się areną zdarzeń przerażających, zabawnych i całkiem nieprawdopodobnych. Nikt im w końcu nie powiedział co im wolno, a czego nie mogą.

„Upiór w ruderze” Andrzeja Pilipiuka, to coś całkiem nowego, świeżego, ale nadal nakreślone tym dobrze znanym i lubianym stylem. Jego wyobraźnia zdaje się nie mieć granic. Na książkę składa się 6 tekstów (plus prolog i epilog), z których każdy to inny wycinek z burzliwej historii fikcyjnego Liszkowa i okolicznych terenów. Wszystkie jednak powiązane z Pałacem Liszkowskich i jego nadnaturalnymi lokatorkami. Począwszy od okupacji niemieckiej i działającej w tamtym rejonie partyzantce, „wyzwoleniu” przez wojska radzieckie i ich porządkach, po budowanie polski ludowej, liczne przemiany, na inwazji obcych kończąc. Nie można narzekać na brak rozrywki i odpowiednich emocji.

Autor świetnie odnajduje się w krótkiej formie. Teksty w książce są przyzwoite, oszczędne, pełne wartkiej akcji i nieoczekiwanych spotkań. Jest groza i aura tajemnicy, sporo humoru sytuacyjnego i słownego, trochę absurdu i nawiązań do popkultury. Pilipiuk poprzez bohaterów i ich działania parodiuje realia minionych lat. Wyśmiewa ówczesną rzeczywistość, jej niedorzeczności, krytykuje trendy czy zachowania jednostek i grup. Niejednokrotnie dosadnie, ale z klasą, by nie psuć lektury.

W trakcie lektury można zauważyć, że duchy nie są kluczowym elementem książki, a ich udział jest ograniczony do minimum. Autorowi zależy przede wszystkim na opowiedzeniu historii. Co wcale nie znaczy, że udział dziewczyn nie jest wart zaznaczenia. Bo gdy już pojawią się na scenie, ich kreatywność nie zna granic. Jednocześnie ich działania nieczęsto nie tyle pomagają, czasami wręcz szkodzą lub mają odwrotny skutek do zamierzonego. Sporo tu również innych, równie ciekawych postaci, wyróżniających się osobowością i stylem życia. Jeden z nich nawet nieoczekiwanie staje się bohaterem wojennym, godnymi książek, filmów i pomników.

Andrzej Pilipiuk nie zawiódł. "Upiór w ruderze" to udana książka, która rozbawi do łez, dostarczy mnóstwa emocji i odpowiedniej dawki rozrywki, ale i skłoni do refleksji. Miłośników twórczości Wielkiego Grafomana nie trzeba zachęcać do lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz